Zamknij

Dodaj komentarz

W Słupsku UCISZAJĄ NIEWYGODNYCH RADNYCH? Kontrowersyjna komisja etyki

Mateusz Węsierski Mateusz Węsierski 18:00, 27.12.2025 Aktualizacja: 18:04, 27.12.2025
1 Doraźna komisja do spraw etyki ma zająć się między innymi działaniami radnej Beaty Kątnik Doraźna komisja do spraw etyki ma zająć się między innymi działaniami radnej Beaty Kątnik

W Słupsku narasta spór, który dla części radnych stał się testem granic samorządowej demokracji. Powołanie doraźnej Komisji Etyki Radnego – formalnie narzędzia porządkowania standardów – przez część rady odbierane jest jako próba dyscyplinowania niewygodnych głosów i ograniczania kontroli nad władzą wykonawczą. To nie jest spór o kulturę wypowiedzi. To spór o to, czy dociekliwy radny wciąż jest kontrolerem, czy już problemem do „uregulowania”.

Impuls wychodzi z ratusza. Sekretarz składa wniosek o powołanie doraźnej komisji etyki, wskazując na rzekome naruszenie zapisów Kodeksu Honorowego Radnego. Przewodniczący rady Paweł Szewczyk podkreśla, że działa w granicach obowiązujących przepisów i że mechanizm komisji istnieje w Słupsku od dwóch dekad.

– Wniosek prezydenta wpłynął 2 grudnia i dotyczy naruszenia artykułów 4 i 18 Kodeksu Honorowego Radnego – wyjaśnia Szewczyk. – Taka procedura została przewidziana uchwałą Rady Miejskiej już w 2005 roku. W przypadku podejrzenia naruszenia kodeksu sprawę rozpatruje doraźna komisja etyki.

PISMO SEKRETARZA: CO ZARZUCA URZĄD

Sekretarz Urzędu Miejskiego w Słupsku w swoim piśmie opisuje dwa zdarzenia z udziałem radnych Beaty Kątnik i Kacpra Moroza, które – jego zdaniem – świadczą o naruszeniu standardów kultury i szacunku wobec pracowników urzędu oraz obsługi prawnej miasta. Dokument stanowi uzasadnienie wniosku o powołanie doraźnej Komisji Etyki i odwołuje się do zapisów Kodeksu Honorowego Radnego obowiązującego w Słupsku od 2005 roku.

W przypadku Beaty Kątnik sekretarz relacjonuje, że 17 października 2025 roku radna zapowiedziała telefonicznie, iż przyjdzie do urzędu po obszerną dokumentację dotyczącą funkcjonowania schroniska dla zwierząt. Pracownica wydziału miała poinformować, że przygotowanie materiałów wymaga czasu. Mimo to radna – według autora pisma – pojawiła się w urzędzie około godziny 13 i domagała się natychmiastowego wydania dokumentów, grożąc, że nie opuści pomieszczenia bez ich otrzymania. Sekretarz pisze o złej atmosferze, dezorganizacji pracy i wysokim poziomie stresu wśród pracowników. Zaznacza, że radna miała twierdzić, iż nie obowiązują jej procedury urzędu, zachowywać się niegrzecznie i utrudniać normalne wykonywanie obowiązków.

Ostatecznie dokumenty miały zostać udostępnione 22 października, a część informacji – jak wskazuje sekretarz – była dostępna w Biuletynie Informacji Publicznej. Autor podkreśla, że nie był to pierwszy podobny incydent i przypomina wcześniejsze sytuacje, w których radna miała wzywać policję do jednostek miejskich, co sekretarz interpretuje jako próbę wywarcia presji na pracowników.

W odniesieniu do Kacpra Moroza sekretarz opisuje zdarzenie z 21 października 2025 roku podczas posiedzenia Komisji Skarg i Wniosków. Według pisma radny miał przekroczyć granice kultury, wymachując telefonem ze zdjęciami z prywatnego profilu radczyni prawnej Renaty Czarneckiej i wykrzykując, że sporządza ona opinie prawne pod dyktando swojego mocodawcy. Powodem takiego zachowania miała być opinia niezgodna ze stanowiskiem radnego.

Sekretarz wskazuje, że zarzuty te godzą w istotę zawodu radcy prawnego, który – zgodnie z ustawą – wykonuje swoje obowiązki niezależnie i nie jest związany poleceniami co do treści opinii. Tego rodzaju zachowania – jak podkreśla – nie mogą być tolerowane, zwłaszcza gdy nie są poparte argumentami prawnymi.

W dalszej części pisma sekretarz szerzej odnosi się do sposobu wykonywania mandatu radnego. Przypomina, że Kodeks Honorowy Radnego zobowiązuje do działania zgodnie z prawem oraz do okazywania szacunku pracownikom władz lokalnych. Jego zdaniem od wielu miesięcy kilkoro radnych nie respektuje tych zasad, kierując wobec urzędników publiczne oskarżenia, wywierając presję i wciągając ich w polityczny spór.

Sekretarz zaznacza, że choć ustawa o samorządzie gminnym daje radnym prawo do uzyskiwania informacji i materiałów, nie oznacza to prawa do natychmiastowego ich otrzymywania ani do działania w atmosferze konfliktu. Podkreśla, że urząd ma obowiązek udostępniać informacje bez zbędnej zwłoki, lecz z uwzględnieniem obciążenia pracowników oraz ochrony dóbr osobistych i tajemnic prawnie chronionych.

Autor pisma przypomina również inne dostępne radnym tryby pozyskiwania informacji, takie jak interpelacje, zapytania czy wnioski o dostęp do informacji publicznej, oraz zaznacza, że – w jego interpretacji przepisów – indywidualna kontrola nie należy do kompetencji pojedynczego radnego, lecz do komisji rewizyjnej rady.

Na zakończenie sekretarz zwraca się do przewodniczącego rady o omówienie tych kwestii z radnymi i wnioskuje o powołanie Komisji Etyki. Podkreśla, że kodeks honorowy powinien być realnie przestrzegany, a nie pozostawać jedynie deklaracją. W jego ocenie działanie w granicach prawa i wzajemny szacunek między radnymi a urzędnikami są warunkiem sprawnej współpracy między Radą Miejską a prezydentem miasta oraz ograniczenia napięć i stresu wśród pracowników urzędu.

GDZIE KOŃCZY SIĘ PARAGRAF, A ZACZYNA POLITYKA

Formalnie wszystko się zgadza. Problem zaczyna się tam, gdzie kończy się paragraf, a zaczyna praktyka polityczna. Radni pytają, czy w sytuacji, gdy to organ wykonawczy inicjuje postępowanie wobec radnych, nie dochodzi do odwrócenia ról. Rada ma kontrolować prezydenta i podległe mu jednostki. Tymczasem – jak mówią krytycy – to prezydent uruchamia mechanizm oceny etycznej wobec kontrolujących.

Beata Kątnik przekonuje, że w tej sprawie nie chodzi o osobiste animozje, lecz o zasady.

– Komisja etyki, żeby w ogóle miała sens, musi być bezstronna i wiarygodna – podkreśla. – W obecnym kształcie ten warunek nie jest spełniony. Występuje konflikt interesów, który podważa zaufanie do tego organu.

Radna zwraca uwagę, że już sam pozór braku bezstronności może dyskwalifikować organ opiniujący. Stawia też pytanie, które w samorządzie wybrzmiewa wyjątkowo mocno.

Czy organ wykonawczy może inicjować działania wobec radnego, który wykonuje wobec niego ustawową funkcję kontrolną? – pyta. – Orzecznictwo jest tu jednoznaczne: radny nie może być represjonowany za wykonywanie mandatu.

Kątnik przypomina, że komisja etyki nie ma kompetencji sankcyjnych.

– To nie jest sąd. Nie może nakładać kar ani ograniczać mandatu. Ale sama procedura i publiczna ocena mogą działać jak stempel. I to budzi mój sprzeciw – mówi. – Skoro dokumenty, na których to się opiera, nie są rzetelne ani prawdziwe, nie zamierzam uczestniczyć w pracach takiej komisji.

„RADNA MA PRAWO ZADAWAĆ PYTANIA”

Podobne wątpliwości pojawiają się także u tych radnych, którzy nie odrzucają idei komisji jako takiej, lecz kwestionują sposób jej uruchomienia. Marzena Gmińska zwraca uwagę, że kodeks honorowy nie może stać się narzędziem do oceniania samego faktu zadawania pytań.

– Przestudiowałam kodeks i nie widzę podstaw, by zachowanie naszej koleżanki można było pod niego podciągnąć – mówi. – Radna ma prawo zadawać pytania. To jest istota mandatu.

Renata Stec wskazuje na język użyty w dokumentach, który jej zdaniem z góry przypisuje intencje i oceny.

– Radny ma ustawowe prawo pozyskiwać informacje i materiały w jednostkach miasta – podkreśla. – Nie można tego opisywać w kategoriach „przymuszania” czy sugerować złej woli. Byłam świadkiem opisywanych zdarzeń i nie zgadzam się z takim przedstawieniem faktów.

Stec mówi wprost o utracie zaufania.

– Jeżeli we wniosku pojawiają się sformułowania, które są nieprawdziwe, to jest to karygodne – ocenia. – A napięcie bierze się z tego, że radni nie otrzymują informacji rzetelnie i w terminie. To z czegoś wynika.

„CO Z TEGO REALNIE WYNIKA?”

Bogusław Dobkowski dotyka problemu, który w samorządach często zamiata się pod dywan: czy w małej wspólnocie w ogóle da się zachować obiektywizm.

– Nie chciałbym być w takiej komisji, bo nie wiem, czy byłbym obiektywny – przyznaje. – Znamy się, mamy emocje. I pytanie brzmi: co z tego realnie wynika? Czy ktoś zostanie napiętnowany? Jakie będą skutki?

„TO SIĘ W PALE NIE MIEŚCI!”

Najostrzejszą diagnozę formułuje Kacper Moroz. Jego zdaniem problem nie dotyczy etyki, lecz relacji władzy.

– Rada jest organem kontrolnym wobec prezydenta i jednostek miasta – przypomina. – A teraz mamy sytuację, w której organ kontrolowany inicjuje procedurę wobec kontrolujących. To się w pale nie mieści!

Moroz zwraca uwagę, że jeśli w grę wchodzą poważne zarzuty godzące w uczciwość czy rzetelność radnych, to właściwą drogą jest sąd, a nie komisja etyki.

– To jest materia na pozew o naruszenie dóbr osobistych, a nie na komisję, która ma wydawać opinie – ocenia.

Adam Sędziński uważa natomiast, że cała procedura nie poprawi atmosfery, tylko ją pogorszy.

– To nie zbuduje nic dobrego – stwierdza. – Wniosek jest po prostu nietrafiony. Do tego dochodzą nowe procedury obsługi radnego, które zamiast ułatwiać kontrolę, generują stres i dystans.

KOMISJA POWOŁANA, SPÓR ZOSTAJE

Ostatecznie doraźna Komisja Etyki Rady Miejskiej w Słupsku zostaje powołana w składzie: Paweł Szewczyk, Bożena Hołowienko, Anna Rożek i Tadeusz Bobrowski. Ma zakończyć działalność po rozstrzygnięciu spraw poruszonych w piśmie Tomasza Czuczaka.

Radna Beata Kątnik, której działania opisano w piśmie najszerzej, zapowiada, że przed komisją nie stanie. Wskazuje na konflikt interesów i na fakt, że komisja w tej formule staje się narzędziem nacisku, a nie refleksji.

– Komisja Etyki została powołana, bo oni nie mają mi nic do zarzucenia, więc próbują mnie postawić „do kąta” poprzez komisję – mówi. – Ja się na tę komisję nie stawię. Nie uznaję jej.

Radna podważa bezstronność składu. Wprost sugeruje konflikt interesów.

Nie uznaję tej komisji, zważywszy na to, że osoby, które tam zasiadają… w stosunku do nich wysuwam zarzuty, że powinny mieć wygaszone mandaty – podkreśla.

Pytanie o sens takiej komisji Kątnik sprowadza do jednego zdania, które brzmi jak polityczna diagnoza, nie jak samorządowy protokół.

– Rozumiem, że to działa po to, żeby zdyskredytować mnie i moje działania – mówi.

W jej narracji Komisja Etyki nie jest instytucją „od standardów”. Jest narzędziem presji. I dlatego – jak twierdzi – jeżeli ktoś ma wobec niej zarzuty, droga jest jedna.

– Jeśli ktoś ma jakieś zarzuty w stosunku do mnie, spotkajmy się w sądzie. Niech sąd rozstrzygnie, kto ma rację – dodaje.

I idzie dalej. W sprawach, które – jak uważa – są realnie ważne dla mieszkańców, chce konfrontacji, która zmusza do pokazania dokumentów.

Liczyłabym nawet na pozew, bo wtedy druga strona musi pokazać wszystkie kwity, których dzisiaj pokazać nie chce – mówi.

Gdy rozmowa schodzi na codzienną praktykę kontroli – interpelacje, pytania, komisje – Kątnik wraca do jednego argumentu, który w jej ustach brzmi jak prosta definicja mandatu.

– Ja jako radna mam obowiązek pytać. To nie jest ciekawość. Jako radna jestem dociekliwa i pytam – podkreśla.

W jej opowieści spór o komisję etyki nie jest więc konfliktem charakterów. Jest konfliktem ról. Radna mówi o mieście, w którym rośnie opór przed przejrzystością, a jawność – zamiast być standardem – staje się przedmiotem walki.

Gdyby mieszkańcy zobaczyli, jak wyglądają komisje, to może wreszcie by się zorientowali, czyje interesy są tam chronione – mówi. – Wtedy może wszystko wyglądałoby inaczej.

W Słupsku nie kończy się więc spór o to, czy radni powinni być kulturalni – bo z tym nikt nie polemizuje. Zaczyna się spór o to, czy etyka staje się językiem porządkowania relacji, czy narzędziem politycznego ustawiania granic kontroli. I czy miasto, które potrzebuje sprawnej administracji, nie wchodzi właśnie na ścieżkę, na której każde niewygodne pytanie może zostać uznane za problem do rozpatrzenia „w trybie etycznym”.

„KREATYWNOŚĆ SAMORZĄDÓW SIĘ NIE KOŃCZY”. 

Krytycznie do powołania doraźnej Komisji Etyki w Słupsku odniósł się także Szymon Ossowski, prezes organizacji Sieć Obywatelska Watchdog Polska. W swoim komentarzu zwraca uwagę, że tego typu mechanizmy łatwo mogą przekształcić się w narzędzie bieżącej polityki, a nie realnego podnoszenia standardów debaty.

Dzień się nie kończy i kreatywność samorządów się nie kończy – napisał Ossowski. – W Słupsku powołano komisję doraźną do oceny zachowania radnej/radnych. Nie wiem, co będzie jej efektem, ale chętnie poczytam, jakie macie pomysły! Np. taka ściana zdjęć niehonorowych radnych.

Szef Watchdoga wskazuje też, skąd – jego zdaniem – wzięła się inspiracja do uruchomienia procedury.

– Rada dostała inspirację od Sekretarza Miasta i Prezydentki Słupska – gratuluję standardów demokratycznych – dodał.

Ossowski powołuje się przy tym na orzecznictwo sądów administracyjnych, cytując fragment wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach z 19 marca 2013 r. (IV SA/Gl 543/12), w którym sąd ostrzega przed ryzykiem nadużyć.

„Nie trudno sobie wyobrazić, odrzucając naiwny idealizm, że wprowadzenie tego typu mechanizmów może być wykorzystane do bieżących rozgrywek politycznych, a niekoniecznie służy podnoszeniu standardów postępowania radnych (…) doraźne komisje rada gminy może powoływać tylko do takich zadań, które należą do jej kompetencji. Poza tym zakresem pozostaje rozstrzyganie o prawidłowości sprawowania mandatu przez radnych (…)”.

Wpis Ossowskiego jest kolejnym sygnałem, że spór w Słupsku zaczyna wykraczać poza lokalną dyskusję o tonie i formie wypowiedzi. Coraz wyraźniej dotyczy pytania, czy narzędzia „porządkowania etyki” nie stają się sposobem na ustawianie granic kontroli – i czy w praktyce nie tworzą efektu mrożącego wobec radnych, którzy zadają niewygodne pytania.

Dołącz do nas na Facebooku!Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i fotorelacje. Jesteśmy tam, gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz (1)

Rewiński Rewiński

0 0

mają rozmach ..... ! 😮 🙁 😥 😡 😠 👎 💩

20:34, 28.12.2025
Wyświetl odpowiedzi:0
Odpowiedz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%